Dwa tygodnie później.
Ze snu wyrwał mnie płacz Fernando. Zaspana spojrzałam na
zegarek. Boże 6:00 rano. Spojrzałam na miejsce obok. Sergio spał jak zabity nic
nie słysząc. Dziecko nie daje spać rano, a jego tatuś w nocy. Po rodzinie nic
nie ginie. Zwlekłam się z łóżka. Nałożyłam koszulę i szlafrok. Wolnym krokiem,
półprzytomnie poszłam do pokoju mojego syna. Mały ciągle płakał. Wyciągnęłam go
z łóżeczka przytulając do siebie. Razem z nim usiadłam na bujanym fotelu.
Delikatnie kołysząc mówiłam do niego starając się go uspokoić.
- Co się stało? Pewnie coś ci się przyśniło, albo jesteś
głodny. Ciii…. Spokojnie, cichutko. – szeptałam maluchowi do ucha. Fernando
powoli się uspokajał. Przyłożyłam go do piersi. Mały zaczął ssać. Jego powieki
stawały się coraz cięższe. Po chwili usnął. Odłożyłam go do łóżeczka i
szczelnie przykryłam. Niewyspana wróciłam do sypialni, ale nie miałam jak się
położyć, bo pan Ramos rozłożył się na całym łóżku. Kołdra zjechała mu do
takiego stopnia, że odkrywała kawałek nagiego pośladka. Klepnęłam go po tyłku
- Posuń się. – z zamkniętymi oczami wykonał moje
polecenie. Położyłam się obok. Naciągnął na nas kołdrę przytulając mnie. Czułam
tylko jego genitalia i muskulaturę. – Mógłbyś się ubrać, a nie uwierasz mnie.
- Nie marudź i daj spać. – zagarnął mnie jeszcze mocniej
do siebie. Po chwili usłyszałam miarowy oddech i ciche pochrapywanie. Ja za to
nie mogłam zasnąć. Kiedy Sergio w końcu mnie puścił przewracałam się z boku na
bok. To bez sensu, żebym tak miotała się. Wstałam i zeszłam na dół do kuchni.
Zaparzyłam sobie herbaty. Z kubkiem gorącego napoju usiadłam przed laptopem w
salonie. Przejrzałam pocztę. Dostałam krótki e-mail od Jimeny.
Hej
kochana!
Cieszę
się, że znowu mogę być we Włoszech. Powoli zapominałam jak tu jest pięknie. Musimy
się kiedyś wybrać na babski wypad. Moi przyszli teściowie są tak otwarci.
Traktują mnie jak córkę. Są niesamowici. Widzimy się pojutrze. Kocham Cię.
Ucałuj ode mnie mojego kochanego chrześniaka.
Całuję,
Jimena.
Jimena poleciała do Włoch na zaproszenie przyszłych
teściów. Tak! Moja Jimenita wychodzi za mąż. Jeszcze nie ustalili terminu, ale
już nie mogę doczekać się . Strasznie się cieszę jej szczęściem. Kiedy
sprawdziłam pocztę zaczytałam się w pewnym artykule i zapomniałam o bożym
świecie. Poczułam czyjeś ręce na ramionach. Aż podskoczyłam ze strachu.
Obróciłam się, a za mną stał Sergio w samych bokserkach. Jego włosy w nieładzie
wyglądały uroczo.
- Boże! Mógłbyś się tak nie skradać? Przestraszyłeś mnie.
– popatrzyłam na Ramosa z wyrzutem
- Przepraszam. Co czytasz? – usiadł obok i objął mnie
ramieniem.
- Artykuł o wykorzystywaniu kobiet przez władze w Syrii.
Masakra. Współczuję tym biednym ludziom. Co zjesz na śniadanie? – zamknęłam laptopa.
Zmierzyłam do kuchni, a Sergio za mną.
- Najchętniej Ciebie. – złapał mnie od tyłu w pasie i
zaczął składać pocałunki na mojej szyi.
- Panie Ramos! Stał się pan jakiś strasznie
niezaspokojony. – zaśmiałam się, kiedy mój mąż swoim zarostem drapał mój
policzek. – Sergio! Puść mnie. Muszę zrobić śniadanie. – Dałam buziaka, aby go
przekupić żeby mnie puścił. O dziwo zadziałało. Zabrałam się za przygotowanie
śniadania. Sergio w międzyczasie poszedł po małego. Zabraliśmy się za jedzenie.
- Nie mogę doczekać się dzisiejszego meczu. Cieszę się,
że będziecie. To dla mnie bardzo ważne. W końcu to ostatnia kolejka ligi
hiszpańskiej i to nie byle jaka, z Barceloną. Mecz o tytuł mistrza. –
powiedział w moją stronę.
- Wiesz dobrze, że zawsze będę cię wspierać. Po prostu
cię kocham. – uśmiechnęłam się czule
- Wiem o tym. – powiedział Sergio. - Musze się już
zbierać. Mam nadzieję, że będziemy mieli co świętować. Kocham was. Pa. – Sergio
pocałował mnie i Fernanda, zabrał torbę i wyszedł. A ja zostałam sama z
dzieckiem. Czasami doskwierała mi ta samotność. Nie wspominałam o tym Sergio,
ponieważ nie chcę sprawiać mu kłopotu i przysparzać zmartwień.
- No to co mały, idziemy się ubierać? Jest piękna pogoda,
więc pójdziemy na spacer. – Fernando spojrzał na mnie i szeroko uśmiechnął się.
Poszliśmy na górę, gdzie ubrałam mojego synka. Zabrałam jeszcze parę
potrzebnych rzeczy. Włożyłam małego do wózka zamykając za nami drzwi. Mimo, że
nastała jesień było ślicznie. Słońce oblewało ulice Madrytu jednocześnie
nadając złotym liściom jeszcze bardziej intensywnego koloru. Idąc ścieżką
zamyśliłam się tak bardzo, że nie zauważyłam jak z impetem wjechałam wózkiem w
nieznajomego.
- Bardzo pana przepraszam! – zaczęłam przepraszać
mężczyznę. Ten tylko uśmiechnął się.
- Nic się nie stało. Pani Ramos? – powiedział. Widząc
moje zakłopotanie dodał. – Jestem nowym sąsiadem. Nie mieliśmy okazji poznać
się. Żona sławnego piłkarza Sergio Ramosa. Jose Martinez. Miło mi. – podał mi
dłoń. Odwzajemniłam gest. Mężczyzna w dalszym ciągu uważnie przyglądał mi się.
Czułam się zakłopotana.
- Przepraszam, trochę spieszy mi się. Miło mi było pana
poznać. Do zobaczenia. – przerwałam niezręczną ciszę panująca między nami.
Pożegnałam się grzecznie z nowym sąsiadem odchodząc od niego. Zmierzając do
parku Fernando zasnął. Przykryłam go kocykiem. Usiadłam na ławce i zaczęłam
czytać gazetę. Będąc pogrążona w lekturze czasopisma ktoś zakrył mi oczy.
Odruchowo moje dłonie powędrowały na dłonie nieznajomej osoby.
- Niespodzianka! Hej. – to była Nagore. Przywitała się ze
mną buziakiem. Jon i Ana dali mi po całusie i pobiegli na pobliski plac. Pani
Alonso z pokaźnym już brzuszkiem zajrzała do wózka w którym leżał Fernando. –
Jak on szybko rośnie.
- Widziałaś go zaledwie przedwczoraj. – zaśmiałam się do
Nagore.
- Wiem, wiem, ale cudze dzieci tak szybko rosną. Jak tam
nastrój przed meczem. Wybierasz się no nie? – zapytała
- Oczywiście, że tak. Sergio przed wyjściem był tak
podekscytowany, że nie potrafił usiedzieć na miejscu. Czasami zachowuje się jak
małe dziecko.
- U Xabiego jest odwrotnie. Przed spotkaniami takiej
rangi próbuje się wyciszyć. Nawet dzieciaki starają się mu nie przeszkadzać. –
powiedziała moja przyjaciółka. Na moment przestałam słuchać Nagore zamyślając
się. – Hej, co jest? Jesteś jakaś nieobecna. Coś się stało? – zapytała
- Cieszę się z sukcesów Sergio i wiem na co zdecydowałam
się wychodząc za piłkarza, ale czasami czuję się taka samotna. Nieraz wydaje mi
się, że łączy nas tylko seks i Fer. Wiem o tym, że Sergio mnie kocha, ale… -
przerwałam. Spojrzałam na Nagore, która przyglądała mi się z uwagą. – Wygaduję
głupoty? – zapytałam
- Tak, wydaje mi się, że tak. Kochanie, Sergio jest w
ciebie zapatrzony jak w obrazek. Xabi mówi mi, że Ramosik opowiada tylko o
tobie i Fernando. Kocha was. Ja również czułam się momentami zaniedbywana przez
Xabiego. Najgorszą chwilą był poród Jona. Wtedy czułam się strasznie samotna.
Brak męża w takim dniu doskwierał. Dam ci dobrą radę. Porozmawiaj z Sergio o
tym co cię trapi. Na pewno to zrozumie. – powiedziała pani Alonso spoglądając
na zegarek. – Kurczę już tak późno?! Pójdę po dzieciaki i będę się zbierać.
Widzimy się na meczu. – Nagore dała mi całusa i odeszła w stronę placu zabaw.
Przyglądałam jej się jak odchodzi z dziećmi. To naprawdę mądra kobieta i wiem,
że mogę na nią liczyć. Wrzuciłam gazetę pod wózek i zmierzyłam w kierunku domu.
Przechodząc obok domu nowo poznanego sąsiada zauważyłam, że stoi w oknie i
przygląda mi się z uwagą. Posłałam mu przelotny przyjacielski uśmiech i
zniknęłam za ogrodzeniem posiadłości. Weszłam do domu w którym zastała mnie
cisza. Mały nadal spał jak zabity, aż dziwne. Wyjęłam go ostrożnie z wózka tak
żeby go nie obudzić. Zaniosłam Fernando do pokoju i położyłam do łóżeczka.
Włączyłam jeszcze elektryczną nianię. Poszłam do garderoby. Przygotowałam
ubrania na mecz. Tradycyjnie koszulkę z numerem 4 i nazwiskiem Ramos i błękitne
jeansy. Dla małego uprasowała komplecik, który dostał od Sergio. Ubrałam się w
przygotowane ciuchy oraz zrobiłam lekki makijaż. Włosy zostawiłam rozpuszczone.
W elektrycznej niani usłyszałam płacz małego. Zabrałam z garderoby ubranka i
poszłam do pokoiku mojego maluszka. Wyjęłam Fernando z łóżeczka i położyłam na
przewijaku. Przewijając go zastałam jak to ja ładnie nazywam niespodziankę.
Dokładnie umyłam małego i ubrałam w strój piłkarski. Na jego małe nóżki naciągnęłam
mini getry i adidasy. Razem zeszliśmy do kuchni. Odciągnęłam jeszcze mleko do
butelki. Staram się odzwyczajać syna od piersi, ale nie chcę go faszerować
jakimś świństwem. Włożyłam Fernanda do wózka, a torbę z rzeczami przygotowanymi
na wszelki wypadek wrzuciłam do koszyka zamocowanego pod wózkiem. Wyszliśmy z
domu godzinę przed meczem aby na spokojnie sobie zajść na stadion. Idąc ulicami
Madrytu mijałam roześmianych kibiców Realu. Niektórzy podchodzili i prosili o
zdjęcia. Była to dla mnie niezręczna sytuacja, ponieważ nie jestem żadną
gwiazdą, ale z grzeczności przystawałam na ich prośby. W życiu mały nie
nasłuchał się tylu komplementów. Na stadion weszłam innym wejściem niż
pozostali kibice. Zostaliśmy zaprowadzeni przez nadzorcę pilnującego porządku
do strefy przeznaczonej dla rodzin. W środku zastałam wszystkie wags i rodziny
piłkarzy. Przywitałam się z dziewczynami. Wzięłam Fernando na ręce, bo zaczął
marudzić. Chwilę przed rozpoczęciem meczu do sektora weszła cała rodzina
Sergio. Ucieszyłam się na ich widok. Mały oczywiście powędrował na ręce babci.
Paqui odłożyła po chwili małego do wózka. Daniela zaczęła zabawiać Fernando.
Wszystko co działo się wokół niej przestało istnieć. Liczył się tylko jej mały
kuzyn.
- Jestem strasznie podekscytowana. – powiedziałam do
Paqui, która podeszła do mnie. Z nerwów nie mogłam usiedzieć na meczu. Teściowa
tylko objęła mnie ramieniem.
Piłkarze w końcu wyłonili się z tunelu. Przywitanie
piłkarzy, kapitanów i pierwszy gwizdek rozległ się na Santiago Bernabeu. Mecz
rozpoczęli Katalończycy. Messi miał już pierwszą okazję w 5 minucie meczu,
kiedy to uderzył z dystansu na bramkę Ikera. Casillas wrócił do świetnej formy
i bez problemu wybronił ten strzał. Gra toczyła się szybko przechodząc z jednej
połowy na drugą. Pierwsza połowa meczu skończyła się nawet nie zauważyłam
kiedy. Wynik w dalszym ciągu był 0:0. Nic dziwnego w świetnej formie byli
zarówno Iker jak i Victor Valdes. Obaj Hiszpanie bronili swojego terytorium
zawzięcie. W przerwie nakarmiłam małego, którym zajęła się potem Miri. Po
kwadransie obie drużyny wyszły na murawę. Rozpoczęła się druga połowa finału La
Ligii. Szybki podanie Angela do Cristiano. I co… Sergio strzela z główki po
dośrodkowaniu Ronaldo. Zaczęłam się cieszyć jak głupi skacząc wysoko razem z
teściową. Ale nasza radość nie trwała długo, ponieważ sędzia nie uznał bramki
twierdząc, że Sergio w momencie wyskoku faulował Pique. Na murawie zaistniało
takie zamieszanie, że aż Iker wyszedł z bramki i zaczął uspokajać mojego męża.
Sędzia nie pozostał dłużny Sergio i ukarał go ostrzegawczą żółtą kartką. Gra w
końcu została wznowiona. Do końca meczu zostało niespełna 5 minut. Jeżeli żadna
z drużyn nie strzeli będzie dogrywka. Przed końcem podstawowego czasu Cristiano
zostaje faulowany w polu karnym Barcelony. Sędzia podyktował jedenastkę. Do
piłki podszedł nie Cristiano, ale Sergio. Na stadionie zapadła cisza. Sergio
odmierzył kroki, rozpędził się i z impetem wpakował piłkę do siatki Valdesa.
Strzelił karnego w taki sposób jak na Euro 2012, w stylu Panenka. Cały stadion
eksplodował, a ja razem z nim. W sektorze rodzin wszyscy skakali z radości. W
tym momencie poczułam ogromną dumę. Spojrzałam na Fernando, który śmiał się,
kiedy Miri delikatnie podskakiwała. Sędzia w końcu zakończył mecz, a piłkarze
zarówno ci na boisku jak i na ławce rezerwowej, cały sztab gratulowali sobie
wygranej. Królewscy podziękowali piłkarzom Barcelony za bardzo równą grę.
Weszli na podium odbierając gratulacje od samego króla Hiszpanii i prezydenta
UEFA. Po długo oczekiwanej chwili Iker uniósł trofeum razem z Sergio jako dwaj
kapitanowie. To był niesamowity widok. Chłopcy zeszli na murawę wygłupiając
się. Rodziny mogły również zejść do swoich mistrzów. Wzięłam Fernanda z rąk Miri
i powędrowałam na murawę. Sergio podbiegł i podniósł nas obracając się wokół
własnej osi. Pocałował mnie namiętnie oraz złożył całusa na główce naszego
synka. Sergio odebrał gratulacje od reszty członków naszej rodziny i mojego
ojca.
- Gratuluję Sergio. To był wspaniały mecz w twoim
wykonaniu. – tata uścisnął dłoń mojego męża
- Dzięki trenerze… tato. – powiedział Sergio. Zwycięstwo
królewskich na murawie celebrowaliśmy bardzo długo. Wróciłam z małym i resztą rodziny
do domu koło 1:00 w nocy. Sergio z resztą zespołu pojechał odkrytym autobusem
do centrum Madrytu, na plac Cibeles, gdzie Realowcy świętowali sukces z
kibicami. Nie czekałam już nawet na Sergio, bo i tak wiadomo, że wróciłby
późno. Zmęczona, ale szczęśliwa położyłam się spać.
_________________________________________________________________________________
Uf... Dokończyłam rozdział II i jednocześnie wróciłam. Mam nadzieję, że spodoba się wam nowość. W zasadzie nie dzieje się na razie nic napiętego, ale to jest NA RAZIE. W poprzedniej serii Sergio i Maite wycierpieli się wystarczająco, dlatego postanowiłam im troszeczkę osłodzić życie. Czekam na komentarze. Od razu zapowiadam, że nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział. Bądźcie cierpliwi :)
Sielanka,sielanka,sielanka :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na nowości,mam nadzieję,że zostawisz coś po sobie :)
Czytając takie super rozdziały, aż chcę być cierpliwa. Baaaardzo mi się podoba, chociaż jakaś dziwna wydaje mi się obecność nowego wpatrzonego w Maite mężczyzny, i jej jednoczesne wątpliwości w uczucie Ramossssa!:) Nie poganiam, tylko czeka, dziękuję, że wróciłaś tak szybko i liczysz się z opiniami swoich czytelników. Pozdrawiam:*
OdpowiedzUsuńAww... cudowny ten rozdział :) Mam nadzieję, że następny już niedługo :D
OdpowiedzUsuńświetnyyy <33
OdpowiedzUsuńNarazie spokojnie ale wiem że to tylko pozory
OdpowiedzUsuńhttp://czytylkojawierzewmilosc.blogspot.com/
Nadrobiłam ;) Nie podoba mi się ten sąsiad... I uważam, że Maite nie ma się czego obawiać, bo widać, że Sergio nadal jest w niej zakochany na maksa :)
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na fanpage, reklamujący opowiadania sportowe.
https://www.facebook.com/footballstories333
kiedy będzie nowy? czy może już gdzies jest?
OdpowiedzUsuń